"Z lipowego drewna wykonywał figury świętych o smutnych i zamyślonych twarzach. Trudno by były inne, skoro Wnęk w młodości napatrzył się nie tylko na cierpienie chłopów, ale też i panów, których zwolennicy Jakuba Szeli piłowali, ćwiartowali i rozrywali na strzępy".
Fragment tekstu kuratorskiego:
Mówią, że wszystko to stało się w 1869 roku podczas Zielonych Świątek we wsi Odporyszów. Miejscowa gawiedź zebrała się po Nieszporach przy kościele i zadarła głowy wysoko w górę. Stali, wyczekiwali, patrzyli, niektórzy raczej po sobie niż w stronę kościelnej wieży, gdzie po chwili miała pojawić się niewielka postać. Różnie o nim mówiono. Jedni nazywali go „chłopskim Ikarem”, jeszcze inni „skrzydlatym rzeźbiarzem” a on zwał się Jan Wnęk. Z wykształcenia był cieślą, cudownym wiejskim młodzieńcem u którego nie przegapiono niezwykłego talentu. Z lipowego drewna wykonywał figury świętych o smutnych i zamyślonych twarzach. Trudno by były inne, skoro Wnęk w młodości napatrzył się nie tylko na cierpienie chłopów, ale też i panów, których zwolennicy Jakuba Szeli piłowali, ćwiartowali i rozrywali na strzępy. Sam Wnęk był samoukiem. Kiedyś wyjechał poza granicę Odporyszowa i oglądał misterne rzeźby Wita Stwosza w krakowskim Kościele Mariackim. Uczył się obserwując świat. W chwilach gdy nie pracował, uwielbiał przyglądać się w ciągu dnia latającym ptakom a nocą bacznie śledził nietoperze. Wodził za nimi oczami, jak za pomocą delikatnych skrzydeł przecinały niebo i dryfowały unoszone prądami powietrza. Trudno powiedzieć kiedy Wnęk zapragnął latać. Wiadomo, że w swojej pracowni, w pewnym momencie zaczął konstruować skrzydła. Nazwał je „lotami”.